Autor |
Wiadomość |
Karen
Stajenny
Dołączył: 11 Lip 2010
Posty: 122 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
Płeć: Pani |
|
Karen |
|
3.11.2010
Witam!
Na samym początku ostrzegam - będę pisać nieregularnie, ale obficie, jako że miewam niekontrolowane napady weny
Nie przeszkadza mi komentowanie, a więc nie krępujcie się.
Natomiast wracając do tematu dnia dzisiejszego, w sumie określiłabym go jako przeciętny. Lekcje skończyłam wcześnie, bo o 10.30 - ostatnio często spotykany przypadek - i tradycyjnie wybrałam się z ferajną do Lidla. Gwoli wyjaśnienia, ferajna to kilka fajniejszych osób z mojej klasy, a Lidl mieści się dosłownie 2 kroki od szkoły - wystarczy przejść przez ulicę.
Musiałam niestety postawić moim wariatom dwie czekolady - jedną z przegranego zakładu, drugą za przysługę A że "tradycje są po to, żeby je łamać", zerwałam z odwiecznym zwyczajem kupowania żelków i również "pocieszyłam" się czekoladą... A co!
W domu długo to ja się nie nasiedziałam, bo musiałam wrócić na olimpiadę z niemieckiego... Kocham godziny rozgrywania konkursów w mojej szkole -.-' Ale nic, mus to mus. Ambicje same się nie zaspokoją
Sam test nie był zły, trafiło się sporo "dziwadeł" językowych, tyle, że miałam szczęście przerabiać je kiedyś na dodatkowych lekcjach i poradziłam sobie... jakoś. Trzymajcie kciuki, żebym przeszła do następnego etapu!
Po olimpiadzie pół godziny łaziłam bez celu po parku, czekając na pana K., z którym pojechałam do Bałtowa. Tam błyskawicznie wyczyściłam Muskata i wzięłam go na lonżę. Pobrykał sobie pół godzinki. Potem umyłam mu nóżki i nasmarowałam chłodzącą maścią.
W domu byłam w sumie wcześnie, przed 18, wzięłam się więc za sprzątanie. Ambitnie poradziłam sobie z własnym pokojem, a następnie powalczyłam trochę z chemią i wreszcie... wreszcie mam wolne!
Aż do jutra ;P
Dziękuję za uwagę, do następnego!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Śro 22:41, 03 Lis 2010 |
|
 |
|
 |
Abelard
Administrator
Dołączył: 02 Lip 2010
Posty: 225 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Płock |
|
|
|
Nie miałam pojęcia, że uczysz się niemieckiego o.O. I co, trudny jest? Bo zastanawiam się, jaki język dodatkowy wziąć w przyszłym roku...Trochę sie boję akcentu, szczerze mówiąc. Nigdy nie będe mówić prawidłowo xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Czw 18:42, 04 Lis 2010 |
|
 |
Karen
Stajenny
Dołączył: 11 Lip 2010
Posty: 122 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
Płeć: Pani |
|
|
|
4.11.2010
Witam!
Na samym początku odpowiem na pytanie Abelard odnośnie niemieckiego. Na pierwszych lekcjach wydawał mi się bardzo trudny - teraz widzę, że jest łatwiejszy od angielskiego czy francuskiego, poza tym to przyjemny język Z czasem wchodzi w krew, można się bez problemu przestawić
A co do dnia dzisiejszego, znacznie lepszy, niż wczoraj.
Lekcji więcej - bo 7 - ale za to miłych, bo obfitujących w niespodzianki typu 6 z wypracowania na polskim bądź 6 z testu z chemii. Przy tym ostatnim niemalże zeszłam na zawał, ale jestem dumna z mojej wiedzy w zakresie kwasów i wodorotlenków! xD
W stajni też ciekawie, aczkolwiek pracowicie. Wyjechałam na indywidualny trening, a że wiało i mżyło, Muskat wybitnie w nastroju do pracy nie był, płoszył się trochę, spinał. Musiałam długo z nim "rozmawiać", żeby odpuścił, ale jak już to zrobił, dobrze się jeździło Poza tym wreszcie wyszedł nam mój znienawidzony zwrot na zadzie, a więc taka pogoda ma też swoje plusy^^
Potem posiedziałam jeszcze trochę ze znajomymi, omawiając Hubertusa, który odbędzie się w sobotę i zajmując się końmi. Niedawno wróciłam do domku, a że jutro od rana siedzę w stajni, czyszcząc sprzęt i przygotowując wierzchowca do gonitwy, nie martwię się o lekcje i korzystam z wieczornego luzu. To się rzadko zdarza
Natomiast jutro wielki dzień! Od rana praca, praca, praca i jeszcze raz praca.
Trzeba przegonić konika, żeby mu "dopalacze" zmalały, wyszczyścić siodełko, ogłowie i ochraniacze, wszystko pozapinać i ułożyć w jakim takim ładzie. Potem przerwać Muskatowi grzywę, przyciąć ogon, przegwintować podkowy i wkręcić małe hacele, które w sobotę rano wymienię na większe (gwoli wyjaśnienia, podłoże na placu, na którym rozgrywana jest gonitwa, to trawa, a więc ślisko). Na koniec wyczyścić go bardzo dokładnie i sprawdzić sto razy, czy wszystko gotowe
A następnie wrócić do domku i ogarnąć pokój, ponieważ...
...jutro przyjeżdża moje Kochanie!
Humor jest, oj, jest!
Życzę Wam równie dobrego i dziękuję za uwagę 
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Czw 18:59, 04 Lis 2010 |
|
 |
Abelard
Administrator
Dołączył: 02 Lip 2010
Posty: 225 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Płock |
|
|
|
A więc...Będziesz w Hubertusie. Mogę powiedzieć tylko- CZEMU W NASZEJ STAJNI NEI MA HUBERTUSA? Nawet nie wiesz, jaki ci zazdroszczę :/ U nas najlbiższy jest kilkadziesiąt kilometrów stąd.
Ale i gratuluję ci. Hubertus to zawsze coś xD
Karen, czy ty jeździsz do stajni codziennie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Czw 19:04, 04 Lis 2010 |
|
 |
Karen
Stajenny
Dołączył: 11 Lip 2010
Posty: 122 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
Płeć: Pani |
|
|
|
8.11.2010
Droga Abelard - w stajni staram się być codziennie oprócz poniedziałków, ale nie zawsze się to udaje
A teraz obszerna i dokładna relacja z ostatnich dni!
Poprzedni post pisałam w czwartek, więc zacznę od piątku. Jak już wspominałam, zawitało do mnie moje Kochanie razem z drugim kolegą Chyba nie muszę mówić, jak się czułam, gdy wreszcie już ich zobaczyłam..? xD
W sobotę zaś od rana ostateczne przygotowania do Hubertusa Wstaliśmy wszyscy dosyć późno, więc musieliśmy się sprężyć. I w czasie gdy najmłodsi jeźdźcy szukali lisa, my siodłaliśmy i rozprężaliśmy konie przed gonitwą.
Tuż przed samym biegiem krótki terenik. Muskat szedł mocno, wiedziałam, że będzie szybko. I nie pomyliłam się.
Gonitwa cudowna, niesamowicie czysta, tzn bezpieczna, z jednym tylko niegroźnym upadkiem (ale poza samym pościgiem) i do tego doskonałą prędkością. Konik się spisał, nie sądziłam, że potrafi być tak zwrotny. Jeszcze do końca nad nim nie panowałam, stąd też kity nie złapałam (ale lisa dogoniłam xD).
Natomiast po udekorowaniu koleżanki, która ogonek zdobyła, ścigałam się jeszcze z przyjaciółką na Niespodziance - klaczce, którą kiedyś trochę zajeżdżałam. Kucyczek szybki, nie powiem, ale Muskacik się postarał i wygraliśmy w pięknym stylu
Bardzo zadowoleni wróciliśmy do stajni, zajęliśmy się końmi i wreszcie przyszedł czas na gorący obiad, a potem... IMPREZA! Co prawda ja siedziałam na niej dosyć krótko, ale zdążyłam się wybawić za wszystkie czasy. Co jak co, ale bałtowska ekipa, jak przysłowie mówi, nadaje się "do tańca i do różańca"
Noc również była ciekawa, ujmę to tak, że po imprezie nasza czwórka (ja, koleżanka i dwaj panowie xD) zrobiliśmy sobie drugą
Stąd też w niedzielę ciężko było nam wstać, a gdy już - heroicznym wysiłkiem - dowlekliśmy się do stajni, okazało się, że wśród młodzieży zero sił i chęci do życia
Pokaleczyliśmy trochę coś, co powinno być jazdą konną, a w naszym wykonaniu było wożeniem tyłka, po czym wszyscy zgodnie zebrali się do domu
Znaczy się... Kto do domu, ten do domu xD Bo ja na przykład odstawić chłopaków jeszcze musiałam^^
Przy okazji spotkałam się z tamtejszymi wspaniałymi ludźmi, których kocham jak własną rodzinę i niesamowicie poprawiłam sobie humor
A dzisiaj... Dzisiaj staram się dojść do siebie po trzydniowej imprezie, bo tak to naprawdę można określić
I wiem, że i tak nic mi to nie da, bo w środę jadę do Krakowa i znowu się zacznie... Wiwat kawaleria i imprezy z Ułanami!
Dziękuję za uwagę 
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Pon 17:17, 08 Lis 2010 |
|
 |
Karen
Stajenny
Dołączył: 11 Lip 2010
Posty: 122 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
Płeć: Pani |
|
|
|
11.11.2010 - najpiękniejsza data świata!
Teoretycznie, miałam dzisiaj już sobie odpuścić tą notkę, ale biorąc pod uwagę fakt, że dobrze mi się pisze pod wpływem emocji, zdecydowałam się na "krótką" relację Bo, moi drodzy, wróciłam właśnie z wyjazdu swojego życia, mianowicie Święta Niepodległości w Krakowie!
Pojechaliśmy tam w środę wieczorem (7 osób + 2 rumaki), odstawiliśmy konie do znajomej stajni i znaleźliśmy swój hotel. Posiedzieliśmy do późna, pogadaliśmy, w sumie nawet nie wiem, kiedy dokładnie położyliśmy się spać. Rano wstać było nieco ciężko , ale daliśmy radę - kto, jak nie my? xD
Zabraliśmy po drodze koniki, zdążyliśmy nawet przypasować na fryzkę ogłowie kawaleryjskie - kobyłka pierwszy raz brała udział w Defiladzie ułańskiej Poczekaliśmy na Dowódcę - a nie spieszył się - i wreszcie udało nam się dotrzeć na błonia, gdzie spotkaliśmy się z całą resztą
Powiem Wam, że gdy tylko znowu zobaczyłam ich wszystkich razem (a ostatni raz było tak parę miesięcy temu, w Komarowie), po prostu poczułam się bardzo, bardzo szczęśliwa... Ci ludzie są najlepsi na świecie, z nimi mogłabym iść aż do piekła
Przywitałam się, najcieplej z "moimi" chłopakami z sekcji I, gdzie jeździ też moje Kochanie Wyściskałam ich samych, później konie, aż wreszcie przyszedł czas powiedzieć: "Do roboty!".
Pomogłyśmy okiełznać i osiodłać zwierzaki, nasmarowałyśmy im chrapy i powieki oliwką (w wojsku wszystko musi błyszczeć), "wsadziłyśmy" Ułanów na siodła. Oczywiście, w międzyczasie masy zdjęć, rozmowy, śmiechy. Atmosfera, której się nie zapomina.
Gdy już szwadron był gotowy, dostaliśmy jako luzacy przecudowne żółte odblaskowe kamizelki z napisem: "Szwadron Niepołomice". Słuchajcie, to takie profesjonalne, ten kolor i w ogóle... xD
Ale pomińmy kwestię kamizelek, przejdźmy do samej Defilady
Koniki dreptały sobie ulicą, my po ich bokach. Zabawa zaczęła się, gdy Dowódca nakazał kłus... W biegu robiłyśmy zdjęcia i śmiałyśmy się jak szalone, potem długo nie mogłam złapać tchu.
Postój na rynku - wygłupy totalne plus ludzie, którzy przychodzili głaskać konie xD Mieli nieco dziwne miny, gdy podawaliśmy Ułanom tymbarka, kawę, ewentualnie gdy leciały nasze tradycyjne komentarze!
Do Defiladzie szybki powrót - rozsiodłanie koni, chwila na odpoczynek i rozmowy, i, niestety, do domu...
Pożegnanie ciężkie - ale nie ostateczne, jeszcze się w tym roku chyba wszyscy zobaczymy
A teraz zostały zdjęcia, tysiące wspomnień i ktoś, kto właśnie dzwoni...
Dziękuję za uwagę ;D
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Karen dnia Czw 23:22, 11 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Czw 23:17, 11 Lis 2010 |
|
 |
Karen
Stajenny
Dołączył: 11 Lip 2010
Posty: 122 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
Płeć: Pani |
|
|
|
6.12.2010
Ojoj, dawno mnie tu nie było Ale za to w jaki piękny dzień wracam! Mikołajki górą!
Ogółem, od Święta Niepodległości bardzo dużo się działo, więc nie będę wdawać się w szczegóły, postaram się skupić na najważniejszych sprawach
A więc, primo, zima. Przyszła już na dobre. Śniegu mam tu u siebie sporo, zaspy solidne, rano aż ciężko do szkoły dotrzeć (z powrotem problemu nie ma, wtedy już chodniki odśnieżone i posypane są). U koni wcale nie lepiej, ale przyjemnie się w śniegu jeździ, także nie narzekam. Do tego Muskat od piątku ma tzw. napęd na cztery koła (jest okuty na wszystkie nogi ze specjalnymi wkładkami, dzięki którym nie nabija mu się w kopyta śnieg i nie ślizga się) i elegancko sobie pocina, żadna zaspa mu nie straszna Ma nawet ksywkę "śniegołaz bryczny", bo z baranków nawet w tych warunkach nie zrezygnował.
Secundo, w sobotę zostałam najszczęśliwszym na świecie posiadaczem cudownej lustrzanki Nikona Teraz mogę robić zdjęcia już bardziej profesjonalnie, co mnie cieszy, bo od dawna o tym marzyłam. Pierwsze próby zgrania się z aparatem już są, myślę, że całkiem udane (na pewno część tutaj opublikuję), a w przyszłości mam przewidziane kilka ciekawych sesji Oczywiście - większość z udziałem koni.
Odzyskałam też swój stary, dobry telefon, także "techniczne" szczęście w pełni!
Powiem szczerze, że mimo upierdliwości zimy (ciężkie warunki na drogach, mróz, przemoczone buty, ślisko), ma ona swój ogromny urok
Dziękuję za uwagę i do następnego 
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Pon 14:01, 06 Gru 2010 |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|